PRZEDPREMIEROWO „Światło, które utraciliśmy” – Jill Santopolo – Wydawnictwo Otwarte
„Nikt inny nie widział we mnie
tego co ty. Rozumiałeś mnie do głębi i nie chciałeś mnie zmieniać. Pragnąłeś
mnie taką, jaka jestem. Darren pragnął mnie mimo tego, jaka byłam. Nie umiem
tego lepiej wyrazić.”
Lucy poznajemy jako młodą,
ambitną studentkę z wielkimi planami na życie i karierę. Już wtedy wie, czego
chce i że zamierza swoje plany zrealizować. Nie jest cichą i pokorną kobietą,
która czeka na to, co los przyniesie. Choć nie zawsze tak było.
Główną bohaterkę poznajemy w
momencie, o którym decyduje ona sama. A
mianowicie rozpoczyna swoją historię 11 września 2001 roku – w dniu zamachu na
World Trade Center. Jest to dla niej data szczególna i przełomowa, nie tylko ze
względu na wydarzenia, które toczą się niemal na jej oczach, ale przede
wszystkim jest to jej pierwsze spotkanie z Gabem – miłością jej życia. A to
właśnie do Gebe’a skierowana jest ta książka. Całe 344 strony są jej opowieścią
o wspólnym, mniej lub bardziej, życiu napisaną w drugiej osobie w formie listu
do ukochanego.
Lucy i Gabe poznają się na wykładzie
poświęconym Szekspirowi. Dowiadują się podczas niego o samolocie, który wleciał
w World Trade Center, ale nie znają jeszcze powagi sytuacji. Nie mają pojęcia,
że wieże się zawaliły, że mnóstwo ludzi zginęło, ani tym bardziej, że był to
zamach. Zajęcia odbywają się dalej w swoim rytmie. Dopiero po ich zakończeniu
do studentów docierają informacje z zewnątrz. Lucy udaje się do Gabe’a, który
mieszka niedaleko, by posłuchać wiadomości. Później wchodzą razem na dach
budynku, by na własne oczy zobaczyć skalę zniszczeń. To wydarzenie zmienia ich
na zawsze, całkowicie odwraca system wartości, priorytety oraz plany na życie.
W takich momentach ludzie bardziej niż zwykle czują nieuchronność śmierci i
kruchość losu. Również między naszymi bohaterami wywiązuje się szczególna więź
w obliczu katastrofy, która rozgrywa się na ich oczach. Postanawiają brać od
życia to, na co akurat mają ochotę i nie zastanawiać się nad konsekwencjami.
Wobec tego całują się na dachu budynku z widokiem na zawalone wieże. Mimo
wyrzutów sumienia czują się ze sobą wspaniale. To, co ich połączyło zdarza się
raz na milion. Choć znają się tak krótko, rozumieją się bez słów, potrafią
przejrzeć się na wylot. Niestety później sytuacja się zmienia i Gabriel
postanawia w poczuciu obowiązku wrócić do swojej byłej dziewczyny i opiekować
się nią po tym, jak straciła brata w katastrofie. Drogi naszych bohaterów
rozchodzą się i nie przecinają ponownie przez wiele lat.
Dopiero po zakończeniu studiów
przypadkiem spotykają się ponownie i ich znajomość odżywa, tak jakby nigdy nie
mieli przerwy, ich więź ani trochę nie osłabła. Zostają parą, a po kilku
miesiącach zamieszkują ze sobą. Wszystko byłoby wspaniale gdyby nie fakt, że po
zamachu na WTC każde z nich postanowiło brać od życia tyle, ile się da i za
wszelką cenę realizować swoje marzenia, zanim będzie na to za późno. O ile
marzenia Lucy skupiają się na realizacji serialu dla dzieci w Nowym Jorku i
czuje się w tym świetnie, całkowicie się spełnia tu, gdzie jest, o tyle Gabe
chce czegoś więcej. Od zawsze bardziej wrażliwy na ból niż reszta społeczeństwa
i wyczulony na ludzką krzywdę, chce tego współodczuwania nauczyć ludzi na całym
świecie. A że od zawsze jego pasją jest fotografia, postanawia robić zdjęcia
tragedii rozgrywających się na całym świecie, a następnie pokazywać je
wszędzie, gdzie mu się uda. Jego marzenie wiążę się z wyjazdem z kraju i raczej
nieprędkim (o ile jakimkolwiek) powrotem. Lucy akceptuje jego wybór, rozumie
go, choć oczywiście jest jej ciężko. Gabe jednak do samego końca ukrywa przed
nią swoje plany, przez co bohaterka zostaje postawiona przed faktem dokonanym
niemal przed samym wyjazdem. W dodatku w dniu, kiedy jej serial zostaje
nagrodzony nagrodą Emmy i jest przeszczęśliwa, że ktoś docenił jej ukochaną
pracę. Gabriel krótko po tym wyjeżdża zostawiając Luce ze złamanym sercem, a
ich kontakt urywa się na wiele miesięcy.
Po pewnym czasie Luce, namówiona
przez przyjaciółki, postanawia wyjechać z nimi na krótkie wakacje, by choć na
chwilę zapomnieć o ukochanym i przestać o nim non stop myśleć. Tam poznaje Darrena,
który jako jedyny człowiek na świecie potrafi rozbawić ją do łez w nawet
najbardziej tragicznym momencie. Udaje mu się oderwać ją od wspomnień, od bólu,
od ciągłej tęsknoty. Jest ostrożny i nienachalny, a przy tym bardzo naturalny,
co fascynuje Lucy. Bohaterka lubi spędzać czas w jego towarzystwie, jak sama
mówi, czuje się przy nim tak, jakby zdejmowała szpilki po ciężkim dniu. Powoli
zakochuje się w bezpieczeństwie i stabilności, które jej zapewnia. Jednak jest
to miłość zupełnie inna niż ta, którą przeżyła z Gabem – dojrzewająca
stopniowo, rozsądna, ostrożna, jak ogień w kominku albo reakcja Old Nassau.
Wydaje się być dokładnie tym, czego w tej chwili, a także w całym życiu,
potrzebuje.
„A z Vanessą układa mi się zupełnie
inaczej. Nasza relacja przypomina raczej… reakcję Old Nassau. Pamiętasz ją?
Potrzeba do niej trzech czystych roztworów. Najpierw miesza się dwa z nich.
Wyobrażam sobie, że ta mieszanina to ja. Kiedy doda się do niej trzeci roztwór,
początkowo nic się nie dzieje, ale potem jodan potasu zabarwia ją na
pomarańczowo, a po chwili na czarno, a to, jak wiesz, mój ulubiony kolor, bo
zawiera w sobie wszystkie inne. Ta barwa już się nie zmienia. (…) Lu, mam na
myśli, że im dłużej trwa ten związek, tym lepiej nam się układa. Zamiast
eksplozji następuje powolna reakcja.”
„Niektóre relacje przypominają
jej pożar, są tak potężne, wszechogarniające, majestatyczne i niebezpieczne.
Możesz w nich spłonąć, zanim się zorientujesz, jak bardzo cię pochłonęły. Inne
są podobne do ognia na kominku, który pali się jednostajnie, dając ciepło i
tworząc przytulną atmosferę.”
Związek z Darrenem nie wymaże
jednak wyjątkowej więzi, która wywiązała się między Lucy a Gabrielem. Czy tego
chcą, czy nie, już na zawsze pozostaną obecni w swoim życiu niezależnie od
tego, na jak długi czas stracą kontakt. Zwłaszcza dlatego, że raz na jakiś czas
uda im się spotkać, a wtedy okaże się, że przyciąganie tak silne, że
nieporównywalne do niczego, nadal między nimi istnieje. Co z tego wyniknie,
musicie przekonać się sami J
Dodam tylko, że nie zabraknie skrajnych emocji, które będziecie przeżywać na
równi z bohaterami.
„Światło, które utraciliśmy” to
wspaniała opowieść o sile miłości. Pozwala nam poznać zupełnie różne oblicza
tego uczucia, spotykające nas zależnie od wieku czy sytuacji życiowej.
Pokazuje, jak niewiele czasami potrzeba, by zapłonęło w nas uczucie tak silne,
że aż spalające od środka i niemożliwe do ugaszenia. Uświadamia nam również, że
można kochać na wiele sposobów, niby tak samo mocno, a jednak zupełnie inaczej.
A przede wszystkim – że nowy ogień nie jest w stanie ugasić starego, na dobre
rozpalonego w naszym sercu.
Za egzemplarz przedpremierowy
serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu!
Premiera książki już 5 lipca J
Ta książka właśnie czeka u mnie na półce na swoją kolej. Dzięki za przybliżenie tego, co mnie czeka. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://sunreads.blogspot.com/
Świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać przeczytania tej książki :) mam ochotę trochę popłakać:D ale nie ukrywam, że mam nadzieję na Happy End:D
zapraszam do mnie :* http://mybooksharmony.blogspot.com/
Muszę przyznać, że mnie zaintrygowałaś :D I jeszcze te piękne zdjęcia! *.* Zapisuję tytuł :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie książki. Tematyka tej powieści zupełnie mi odpowiada. Na twoim ig widziałam zdjęcia! Są przepiękne.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, pozdrawiam i zapraszam na galeriakultury.blogspot.com