„Diabli nadali” – Olga Rudnicka – Wydawnictwo Prószyński i S-ka



Za twórczość Olgi Rudnickiej zabierałam się tak długo, że aż wstyd się przyznać. I nawet nie macie pojęcia, jak bardzo teraz żałuję tego straconego czasu! Niemniej jednak ogromnie się cieszę, że w końcu sięgnęłam po „Diabli nadali” i przekonałam się, że Pani Olga dołącza do zaszczytnego grona moich ulubionych polskich autorów J

Główną bohaterką książki jest młodziutka Monika – dziewczyna wychowana na wsi przez ojca i trzech starszych braci. Matka zmarła wiele lat wcześniej, więc Monika otrzymała typowo męskie wychowanie. Całe życie pilnowana i kontrolowana na każdym kroku przez nadopiekuńczych braci, pewnego dnia postanawia wyjechać do wielkiego Poznania, by tam zacząć nową pracę, zamieszkać u ciotki, usamodzielnić się i rozpocząć nowy etap w życiu.

Monika dostaje pracę w korporacji na stanowisku sekretarki jednego z dyrektorów. Jest w niemałym szoku, ponieważ nie ma ani wystarczających kwalifikacji, ani odpowiedniego wykształcenia, ani tym bardziej doświadczenia na takim stanowisku. W dodatku nie została zatrudniona bezpośrednio, lecz przez agencję pracy, co już na początku wywołuje spore zamieszanie i kontrowersje. Jednak szybko okazuje się, co jest powodem zatrudnienia dziewczyny. Mianowicie została wybrana na to stanowisko ze względu na swój skromny wygląd, ciche i nieśmiałe usposobienie oraz ogólne niewyróżnianie się z tłumu. Jej przełożony bowiem jest człowiekiem, delikatnie mówiąc, lekkich obyczajów. Wszystkie jego poprzednie sekretarki, po kilku mało ważnych numerkach zaczęły oczekiwać od szefa czegoś więcej, więc były po kolei zwalniane. Zarząd postanowił ukrócić zapędy szefa i na nową sekretarkę wybrać kobietę, którą szanowny pan dyrektor na pewno się nie zainteresuje.

Mniej lub bardziej im się to udaje. Choć właściwie to nie dyrektor Różyk nie jest zainteresowany Moniką, lecz to ona potępia jego rozwiązły styl życia i wypomina mu go na każdym kroku. Dyrektor jest zafascynowany swoją cnotliwą, a jednocześnie zawziętą i upartą młodziutką sekretarką, więc zaczyna ją traktować jak przyjaciółkę. Choć oczywiście od czasu do czasu pozwala sobie na delikatny flirt lub małe dogryzki, by zobaczyć buntującą się Monikę. Mimo małych nieporozumień, współpraca układa im się bardzo dobrze i Monika jako pierwsza w historii utrzymuje się na owym stanowisku przez kilka kolejnych lat. W dodatku ciągle przestrzega swoich zasad i nie zamierza ich złamać nawet dla kogoś takiego jak piekielnie przystojny, piekielnie inteligentny i piekielnie pociągający… Diabeł. Bowiem taki właśnie przydomek został nadany Dagmarowi Różykowi w firmie.

Pewnego dnia Monika przychodzi do pracy jak zwykle kilka minut przed czasem, by punktualnie o 8:55 zanieść dyrektorowi do gabinetu świeżą kawę. Przy swoim biurku spotyka jednak zdenerwowaną sprzątaczkę, która, choć już dawno powinna skończyć pracę, nie może się dostać do gabinetu dyrektora ze względu na zamknięte na klucz drzwi. Monika postanawia otworzyć drzwi swoim zapasowym kluczem. Po wejściu do pomieszczenia obie panie znajdują… zwłoki mężczyzny leżące na blacie biurka. Natychmiast dzwonią pod 112 i wywiązuje się śledztwo.

Wszystkie podejrzenia momentalnie padają na Monikę. Dziewczynie nie pomaga fakt, że najlepiej znała swojego szefa, ani tym bardziej, że jako ostatnia wyszła z biura, a wtedy dyrektor był jeszcze u siebie. Nikt również tak naprawdę nie wierzy jej, że nie miała romansu z Diabłem, no bo jak to, przecież była jego sekretarką, poza tym która by mu się oparła? A jednak – Monika faktycznie nigdy ze swoim szefem nie spała. Nie miała też pojęcia, że ktoś mógłby chcieć go zabić. No, może oprócz wszystkich tych kochanek, które zostawił, bądź ich zazdrosnych mężów. Ale nigdy sprawy nie przybrały aż tak poważnego obrotu.

Monika przez długi czas jest najważniejszą, a właściwie jedyną podejrzaną. Nikogo nie interesują jej tłumaczenia, a nawet alibi, co ciekawe – potwierdzone przez jednego z policjantów odpowiedzialnych za sprawę. Wszyscy w pracy z miejsca uznają ją za winną. No, wszyscy oprócz jej jedynej przyjaciółki, Reni. Zostaje poproszona o opuszczenie biura i wzięcie przymusowego bezpłatnego urlopu do czasu wyjaśnienia sprawy. A sprawa, zamiast z biegiem czasu się wyjaśniać, robi się coraz bardziej zagmatwana. Ciągle pojawiają się nowe wątki, na pozór niezwiązane z zabójstwem, a jednak ważne. Problem w tym, że nikt nie potrafi połączyć ich w jedną spójną całość. W dodatku na jaw wychodzą niejasności związane z inną sprawą sprzed lat, która w dziwny sposób łączy się z obecną tragedią…

Czy Monika byłaby w stanie zabić swojego szefa? Czy naprawdę zachowałaby się jak jedna z jego zazdrosnych kobiet? A może jednak to wściekły mąż którejś z kochanek postanowił na własną rękę rozliczyć się z szanownym panem dyrektorem – bożyszczem kobiet? Kto jeszcze jest zamieszany w tajemnicze zabójstwo? A właściwie pasowałoby zapytać – kto jednak nie jest?


Ta książka to spadająca na czytelnika lawina kolejnych wątków, na pozór zupełnie ze sobą niezwiązanych, a jednak układających się na łamach powieści w jedną spójną całość. Olga Rudnicka stworzyła perfekcyjny obraz realiów polskiej kryminalistyki (a właściwie całego ustroju), w których ktoś ginie, a nagle dookoła zapanowuje totalna ślepota i niewiedza – nikt nic nie widział, nikt nic nie wie, nie ma winnego. Policja mota się od wątku do wątku nie potrafiąc połączyć faktów, z czego w końcu zamiast tragedii wychodzą kolejne komiczne sytuacje. Sprawa zaczyna nabierać sensu dopiero kiedy bohaterowie zaczynają działać na własną rękę i dostarczają dowody dosłownie pod nos. Jednak mimo zdecydowanie krytycznego odwzorowania polskiej rzeczywistości, książkę czyta się bardzo przyjemnie. Nie brakuje w niej zabawy słowami, przysłowiami czy staropolskimi powiedzonkami. Bohaterowie są świetnie wykreowani, odczuwamy w stosunku do nich dokładnie takie emocje, jakie były zamierzone przez autorkę. Głównych postaci nie sposób nie lubić, zwłaszcza dzięki słownym przepychankom, których nie brakuje między nimi w kolejnych dialogach. Ta książka to świetne połączenie intrygującego kryminału z przyjemnymi, lekkimi historyjkami idealnymi na ciepły, letni wieczór. Nie brakuje również elementów zaskoczenia i zmyłek czytelników fundowanych przez autorkę. Zdecydowanie polecam – świetna książka! I już nie mogę się doczekać, aż sięgnę po „Były sobie świnki trzy” J

Komentarze

  1. Nie czytam książek z polskimi realiami, bo mnie to odrzuca, dlatego nie sięgnę po tę ksiązkę. Mimo wszystko ciekawa recenzja.
    Podoba mi się wygląd twojego bloga i sposób w jaki go prowadzisz, zostanę na dłużej.
    pozdrawiam
    galeriakultury.blogspot.com
    polecam-goodbook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty