"List z przeszłości" - Mairi Wilson - Wydawnictwo Kobiece (prawie premierowo)




Dziś mam dla Was recenzję książki "List z przeszłości" Mairi Wilson. Jest to książka, z którą związany był niedawny tajemniczy post, gdzie mieliście okazję pobawić się w detektywów :)

"List z przeszłości" to książka łącząca w sobie wiele gatunków. Z jednej strony thriller detektywistyczny dotyczący głównego wątku, z drugiej książka podróżnicza, w której wędrujemy wraz z bohaterką między Afryką a Anglią, a na końcu również Szkocją, w międzyczasie również elementy literatury obyczajowej. Mairi Wilson w swoim debiucie postawiła na różnorodność gatunków i wielowątkowość. Czy jej się to udało? 

Lexy Shaw to trzydziestoletnia kobieta, która wiedzie całkowicie chaotyczne i nieuporządkowane życie i zachowuje się raczej jak zbuntowana piętnastolatka. Niedawno rozstała się ze swoim wieloletnim chłopakiem (albo nawet narzeczonym?), bo po prostu ją denerwował i był poukładany. Ani trochę nie przeszkadza jej to w wykorzystywaniu go do wszystkiego, w czym potrzebuje pomocy albo czego nie chce jej się robić samej. Przy każdym wpakowaniu się w tarapaty również dzwoni do Danny'ego.

Lexy prawie jednocześnie dowiaduje się o śmierci swojej matki i jej przybranej matki. Na tylnej okładce książki czytamy, że jej serce rozpada się na milion kawałków, jednak to stwierdzenie jest grubo na wyrost, skoro bohaterka nie pofatygowała się nawet po prochy własnej matki do zakładu pogrzebowego. Zamiast tego pojechała obejrzeć mieszkanie, które odziedziczyła po drugiej zmarłej kobiecie. Właściwie to odziedziczyła je jej matka, ale skoro ona również nie żyje, Lexy zostaje dziedziczką wszystkiego. 



Na miejscu okazuje się, że Ursula - opiekunka jej matki, nie była do końca taką kobietą, za jaką się podawała i za jaką wszyscy ją uważali. Skrywała wiele tajemnic, które wychodzą na jaw dopiero po jej śmierci. M.in. od prawników Lexy dowiaduje się, że Ursula miała syna, o którego istnieniu nikt nie miał pojęcia. Zresztą nawet teraz, po jej śmierci, nie można ujawnić jego tożsamości. Lexy spotyka również podejrzaną kobietę w mieszkaniu zmarłej, która podaje się za jej opiekunkę. Okoliczności śmierci Ursuli także wydają się bardzo niejasne. W dodatku Lexy znajduje pod fotelem tajemniczą teczkę ze wspomnieniami. Tajemnica goni tajemnicę i więcej spraw wychodzi na światło dzienne, a jednocześnie są bardzo mętne. Ewidentnie ktoś tu kłamie, ale jeszcze nie wiadomo kto i dlaczego. Choć właściwie jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze.

Lexy pod wpływem impulsu postanawia wyjechać do Malawi w Afryce, by odnaleźć tajemniczego syna Ursuli i poznać swoje korzenie. Nie ma pojęcia, że oprócz o wiele większych tajemnic i dramatów życiowych spotka ją tam także niebezpieczeństwo.

Dodam jeszcze tylko, że przed wyjazdem nadal nie odbiera prochów swojej matki, lecz każe Danny'emu podrzucić je w pudle do sąsiadki na czas nieokreślony. 

Ta książka to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem. Zgadzam się w 100% z wszystkimi osobami, z którymi rozmawiałam o tej pozycji, że bohaterka to najbardziej irytująca postać ever. I pisanie o niej na okładce, że po śmierci matki pękło jej serce, to bardzo duże przegięcie, a już zwłaszcza, że Ursula, której nie widziała od 20 lat, była ukochaną kobietą w jej życiu. 

Po akcji Wydawnictwa, mającej promować książkę na długo przed premierą, byłam do niej bardzo pozytywnie nastawiona. Myślałam sobie: "Oo, thriller detektywistyczny, zapowiada się fantastycznie!". Gdy tylko dotarł mój egzemplarz, wzięłam się za czytanie, by jak najszybciej, najlepiej jeszcze przed premierą, opowiedzieć Wam o tej książce. Niestety to, z czym się zetknęłam, nie miało żadnego punktu styczności z moimi wyobrażeniami. A już na pewno nie miało nic wspólnego z thrillerem detektywistycznym.



Zaczęło się pozytywnie, choć Lexy drażniła już od początku. Ale powiedziałam sobie, że to często się zdarza, a później wraz z kolejnymi stronami bohaterka zaczyna wzbudzać naszą sympatię. Niestety tak się nie stało, trzydziestolatka ze strony na stronę zachowywała się coraz bardziej dziecinnie, a jej irytujące zachowanie ewoluowało w mojej głowie do żądzy mordu pod koniec książki. Zresztą nie tylko Lexy była denerwującą bohaterką w tej książce - mam wrażenie, że autorka wzięła sobie za punkt honoru stworzenie jak największej liczby wielobarwnych postaci i wyszła jej z tego wielka klapa przejawiająca się kolejnymi podstarzałymi singlami o mentalności dziesięciolatków. Kolejnym założeniem Mairi było chyba zestawienie każdego z każdym i spłodzenie potomków, niczym w "Modzie na sukces". Przez 90% książki czułam się dokładnie tak - jakby kazano mi obejrzeć tysiąc odcinków tego serialu, jeden za drugim. 

Niestety nie mogę powiedzieć o tej książce nic dobrego, mimo że byłam do niej tak pozytywnie nastawiona. Już dawno na żadnej pozycji aż tak bardzo się nie zawiodłam. Po około 300 stronach nadal miałam nadzieję, że coś się rozkręci, ale rozkręcało się tylko na moment, podczas fragmentów listów i pamiętników Ursuli. Reszta to całkowita klapa. Język leżał, składnia leżała, do tego mnóstwo powtórzeń, a co najgorsze - autorka sama gubiła się w tej szalonej ilości bohaterów, którą stworzyła. Ręce całkowicie mi opadły, kiedy w połowie książki zmieniła ojca jednego z głównych bohaterów (i to nie na skutek nowo odkrytych faktów, tylko nagle ni stąd ni zowąd zaczęła za ojca podawać kogoś innego). Żeby nie było za nudno, na samym końcu dorzuciła jeszcze kolejną gromadkę.

Z wielkim żalem muszę przyznać, że nie polecam tej książki. To było ponad 500 stron męczarni. Wiem też, że nie jestem w moim zdaniu odosobniona, inni blogerzy oceniają ją podobnie. Książka jest naprawdę słaba. Autorka od razu rzuciła się na głęboką wodę i niestety w debiucie ją to przerosło niemal pod każdym względem. Choć zdecydowanie zasłużyła na nagrodę za stworzenie najbardziej irytującej bohaterki w tym dziesięcioleciu.

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwo Kobiecemu.



W całej książce spodobał mi się tylko jeden cytat:

"Widzisz, Lexy, każdy potrafi krzyczeć i się złościć. To proste. O wiele trudniej, choć skuteczniej, pozostać rozważnym i zachować panowanie nad sobą."

Komentarze

  1. Przyznam, że zaczynam się obawiać lektury tego tytułu. Jednak do odważnych świat należy! :D
    Współczuję męczarni

    Pozdrawiam,
    www.ksiazkowapasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa recenzja. Powiem szczerze że bardzo wiele blogerek recenzuje tę pozycję ale wydaje mi się że Twoja jest naprawdę szczera. Dziękuję za ten głos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za taki komentarz! Cieszę się, że tak odbierasz moją recenzję, bo właśnie o szczerość tutaj chodzi :)
      Pozdrawiam!
      Klaudia

      Usuń
  3. Jakieś takie pomieszanie z poplątaniem trochę, ta książka. Chyba się nie skuszę, aktualnie mam co czytać więc....... Najpierw trzeba rozgromić jeden stosik :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj szkoda, że książka zawiodła. Ale niestety tak czasem bywa...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty