"Boskie lato", "Taniec ze świetlikami" - Denise Hunter - Wydawnictwo Dreams



Cześć kochani :)
Wreszcie postanowiłam napisać recenzję! Właściwie to postanowiłam już dawno, tylko co z tego, skoro ciągle są ważniejsze rzeczy do zrobienia. Ale teraz wydarłam komputer mojemu P. niemalże siłą i będę pisać :D

"Boskie lato" skończyłam czytać już jakieś dwa tygodnie temu. W międzyczasie przeczytałam także jego kontynuację - "Taniec ze świetlikami", więc miałam okazję dobrze przemyśleć sobie te książki i wyrobić konkretne zdanie zarówno o nich, jak i o samej autorce. No i niestety ta opinia nie będzie zbyt pochlebna. Nie będę dzisiaj pisać długo - nie chcę Was zniechęcać do tych książek, ponieważ wiem, że jest wielu fanów autorki. Wielu także "zachwyca się" nimi, a kiedy zapytam, którą książką konkretnie, okazuje się, że "jeszcze nie przeczytali żadnej, ale wszyscy chwalą". Serio, tak było. Rozłożyło mnie to na łopatki. Jest też spora grupa osób, które przeczytały jedną książkę autorki, obojętnie którą i wtedy ją polecają. I wiecie co? Gdybym napisała tę recenzję tuż po przeczytaniu I części, bez znajomości drugiej, to ta recenzja wyglądałaby inaczej. Może nie zmieniłam zdania jakoś diametralnie, ale na pewno utwierdziłam się w tym, że ta autorka nie jest dla mnie. Dlaczego? Ponieważ niczym już mnie nie zaskoczy. A konkretniej napiszę Wam o tym w podsumowaniu. 

W międzyczasie postanowiłam napisać połączoną recenzję obu części, żeby Wam lepiej zobrazować, o co mi chodzi.



"Boskie lato" opowiada historię Madison i Becketta. Pewnie nigdy nie sięgnęłabym po tę książkę z własnej woli, ale kiedyś wygrałam w rozdaniu "Taniec ze świetlikami" i dopiero wtedy się dowiedziałam, że to druga część, więc postanowiłam zabrać się najpierw za pierwszą. Odczekałam swoje w bibliotece, ponieważ nie chciałam kupować tej książki w ciemno. Gdy w końcu do mnie dotarła, musiała z kolei przeczekać sesję i wszystkie moje wyjazdy, ale w końcu udało mi się do niej zabrać. I powiem Wam, że na początku mi się podobała. Miałam ochotę na coś lekkiego i po przeczytaniu kilku rozdziałów myślałam, że trafiłam w dziesiątkę. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że... przez kolejne 300 stron nic się nie działo. Serio! 

Autorka wprowadza nas w życie Madison i Becketta. Skupia się głównie na tym, że dziewczyna straciła brata bliźniaka. Nie może się pogodzić z jego stratą, chce spełnić jego wielkie marzenie, czyli wygrać regaty łodzią, którą ten kupił z oszczędności, ale nie zdążył doprowadzić do porządku. Madison w aukcji wygrywa naukę żeglowania, w międzyczasie okazuje się, że ten, u kogo je wygrała, nie może ich poprowadzić, więc prosi o pomoc Becketta. Madison pamięta chłopaka ze szkoły jako zbuntowanego nastolatka mającego problemy z prawem. Pamięta również, że kiedyś na balu zabrakło prądu i wtedy się pocałowali. Nigdy nie zapomniała tego pocałunku - no wiecie, taka młodzieńcza urojona miłość. Jednakże przez Becketta do Chicago uciekła siostra Madison - Jade, która myślała, że Beckett jest jej tajemniczym wielbicielem, poszli na przypadkową randkę i w jej trakcie okazało się, że to jednak nie on.

I wszystko byłoby w najlepszym porządku, czytamy sobie o ich perypetiach, robią podchody, schodzą się, rozchodzą, przez 300 stron ubolewają, że czują to co czują, a ta druga połówka na pewno nie czuje tego samego bla bla bla. Typowa młodzieżówka, dobra na odmóżdżenie. Tylko wiecie co? TO NIE JEST MŁODZIEŻÓWKA! Ani Young Adult ani nawet New Adult. I nie wiem, czy tylko ja sobie tego nie uświadomiłam, czy autorka o tym wcześniej po prostu nie napisała, ale bohaterowie w momencie, w którym toczy się akcja, mają UWAGA - 27 LAT! A zachowują się jak piętnastolatkowie albo jeszcze gorzej. No jak to do mnie dotarło, to mi ręce opadły :o I wtedy uświadomiłam sobie jeszcze jedną rzecz. Skoro Madison ma teraz 27 lat, to znaczy, że jej brat bliźniak zmarł... 10 lat wcześniej! :o No i co ona robiła przez te 10 lat? Musiała skończyć liceum, studia, znaleźć pracę, skoro teraz pracuje jako weterynarz. I co, przez 10 lat żyła normalnie, a teraz nagle nie potrafi? Nie śpi całe noce, ma koszmary, nie potrafi normalnie funkcjonować. Teraz? Nagle? A przez 10 lat było ok? Dorzucę do tego kwestię łódki, która normalnie odpaliła po ponad 10 latach nieużywania. A była kupiona jako grat!

To było tak strasznie naciągane, że nie mogłam skończyć tej książki. I do tego jeszcze te podchody jak u nastolatków. Przez 80% książki. I tak bardzo przewidywalne zakończenie. No błagam. 



"Taniec ze świetlikami" to teoretycznie kontynuacja "Boskiego lata", ale w praktyce dotyczy innych bohaterów, a mianowicie Jade i Daniela. O Jade wspomniałam już wcześniej - to ta, która uciekła na rok do Chicago po nieudanej randce. A Daniel to prawdziwy tajemniczy wielbiciel, który jednak bardzo dobrze się ukrywa. Jego tajemnicę zna tylko Madison i jej mama. Daniel jest bardzo blisko z rodziną McKinley'ów - traktują go jak kolejnego syna. Wychowywała go babcia, ponieważ jego rodzice całe życie spędzali w podróży - jego ojciec jest politykiem, dla którego liczy się tylko kariera. Danielowi w dzieciństwie brakowało towarzystwa innych dzieci, dlatego zaprzyjaźnił się z McKinleyami. Od tego czasu całe rodzeństwo traktuje go jak równego sobie i odpowiada mu to do momentu, aż uświadamia sobie, że zakochał się w Jade. A ta również traktuje go jak brata. Przez wiele lat, kiedy Jade jest w szczęśliwym związku z Aaronem, cierpi w samotności. Jednak kiedy Aaron ginie w wypadku, a Jade pogrąża się w rozpaczy, jest jeszcze gorzej. Po pewnym czasie zaczyna wysyłać jej tajemnicze liściki i kwiaty, żeby ją jakoś pocieszyć. Jade niby się cieszy, ale nie jest gotowa na żadne nowe uczucie. Później sprawy jeszcze bardziej się komplikują, wiec wyjeżdża do Chicago. Tam jednak wcale nie jest lepiej - ledwo wiąże koniec z końcem, musiała zrezygnować ze swojej ukochanej gry na gitarze, a kiedy postanawia dać szansę miłemu chłopakowi, który jest jej stałym klientem w barze - zostaje naćpana i zgwałcona. Jeszcze później okazuje się, że jest w ciąży. To już za dużo dla niej samej, dlatego postanawia wrócić do rodzinnego Chapel Springs. Wtedy Daniel widzi dla siebie kolejną szansę.

I tu wszystko trafia szlag i zaczyna się to samo, co w poprzedniej części, tj czajenie się na siebie nawzajem przez milion stron. Dlaczego te książki są takie grube?! Gdyby to jojczenie bohaterów trwało krócej, może jakoś dałoby się je znieść i nadal czerpać przyjemność z książki. Ale po co. Dorzucę do tego jeszcze irytującą dziewczynę, która ma gdzieś, że została zgwałcona i w ogóle się tym nie przejmuje, bo przecież lepiej poubolewać nad tym, że ona już nigdy nikogo nie pokocha, że już w tej chwili musi znaleźć sobie męża (ale tylko takiego, który jej nie kocha, bo ona nie zniesie miłości!), ale ten się nie nadaje, tamten też nie, a ten się w niej zakochał mimo wielkiego brzucha, więc też odpada. Przez całą książkę było mi szkoda tego biednego Daniela, który za nią latał i bronił jej przed całym światem, a ona go miała gdzieś. Powinien ją kopnąć w dupę i tyle w tym temacie.

No, więc jeśli chcecie się poirytować na bohaterów, to gorąco polecam ;) Ale za dużo Denise Hunter powoduje niekontrolowane wybuchy złości, zepsuty humor i irytację, a po dłuższym czasie żądzę mordu, więc nie przeginajcie :D

Żeby nie było, że tylko narzekam, to podobał mi się wpleciony w fabułę obu książek wątek religijny. Jako że jestem osobą wierzącą, to przyjemnie mi się czytało o doświadczeniach bohaterów związanych z wiarą, bo bardzo rzadko można je spotkać w książkach tego typu :)

O, i podobał mi się też ten cytat:

Haha, ta scena była świetna :D

A Wy jakie macie doświadczenia z tą autorką? Podzielcie się nimi koniecznie w komentarzach :)

Komentarze

  1. Ufam twojemu osądowi, ponieważ "znam" Cię nie od dziś i niestety zaczęłam obawiać się swojego pierwszego spotkania z autorką. Mimo wszystko jestem z tych osób, które lubią same doświadczać wszystkiego, dlatego po lekturze dam Ci znać :)

    Ciepło pozdrawiam,
    www.ksiazkowapasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie widziałam i nie czytałam. Ale takie podchody jakie opisujesz, że główni bohaterowie robią, to chyba nie dla mnie....

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam jeszcze książek Denise Hunter, ale słyszałam o nich dużo dobrego. Kiedyś z pewnością po nie sięgnę :)

    Pozdrawiam.
    Kasia
    http://misskatherinesblog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. hej ;) masz może ebooka ? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. No chyba sobie żartujecie! Po pierwsze, jak wyraznie widać na zdjęciu, czytalam KSIĄŻKI PAPIEROWE, a nie e-booki. Po drugie, to szczyt hipokryzji, żeby szukać pirackich wersji książek elektronicznych w miejscach, gdzie promuje się czytelnictwo, kupowanie książek i wypożyczanie! Chcesz przeczytać książkę? To ją sobie kup! Papierową albo e-booka, skoro wolisz. Tak, wersje elektroniczne też się KUPUJE! A nie żuli na blogach, żeby ktoś Ci wysłał! Nie stać Cię? To sio do biblioteki, tam mnóstwo książek czeka na przeczytanie!
      Brak mi słów na takie osoby ;/

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty