"Klub mało używanych dziewic" – Monika Szwaja – Wydawnictwo SOL
Przyznam szczerze, że do
przeczytania tej książki skłonił mnie tytuł ;) O autorce słyszałam dużo
wcześniej, postanowiłam sobie, że pewnego dnia zapoznam się z jej twórczością. Ten
dzień nadszedł, kiedy w bibliotece wypatrzyłam „Klub mało używanych dziewic” na
półce. Pomyślałam, że książka o takim tytule nie może być nudna i nie zawiodłam
się J
„Klub” jest opowieścią o czterech
kobietach. Marcelina, Michalina, Agnieszka i Alina – dawne przyjaciółki ze
szkoły średniej spotykają się ponownie na „replayu studniówki” zorganizowanym w
20 jej rocznicę. Ta pierwsza była smutna i nudna, ponieważ przypadła na „stan
powojenny”, czyli na rok 1986. Druga natomiast udaje się znakomicie. Dawna
klasa odnawia kontakty i ponownie się zaprzyjaźnia. A przyjaźń przypieczętowuje
zabójczy postudniówkowy kac.
Cztery kobiety nie miały łatwo w
życiu. W chwili ponownego spotkania żadna z nich nie jest mężatką i ma za sobą
wiele przejść.
Agnieszka nigdy za mąż nie wyszła
– teoretycznie z własnej decyzji, a praktycznie wolała skupić się na karierze i
randkach z kolejnymi wymyślanymi przez siebie partnerami niż zaangażować się w
prawdziwy związek. Obecnie jest cenioną dyrektorką prywatnego liceum, odnoszącą
sukcesy zawodowe i wychowawcze. Ma wielkiego kota Rambo, który jest jedynym
prawdziwym facetem w jej życiu i (podobno) na stałe w pełni jej wystarcza.
Michalina chciała wyjść za mąż,
założyć rodzinę i nawet miała taką szansę. Na studiach była szaleńczo zakochana
w Darku – synu wiceministra spraw zagranicznych, zresztą z wzajemnością.
Niestety jej matka postawiła sobie za cel uprzykrzanie życia córce jak
najbardziej i jak najdłużej się da, więc w końcu ponownie ściągnęła ją do
siebie na wieś pod pretekstem licznych chorób, które ją dopadały. I tak od
prawie 20 lat Michalina mieszka pod jednym dachem z upierdliwą matką, nie ma
życia prywatnego i w pełni poświęca się pracy jako projektantka zieleni na
miejscowym cmentarzu. Pewnego dnia poznaje księdza Hieronima, który poddaje ją przypadkowej
psychoanalizie i dzięki niemu kobieta postanawia zrobić pierwszy krok w
kierunku nowego życia. Wreszcie.
Alina – matka szesnastoletniej i,
jak to bywa w tym wieku, zbuntowanej Jagi, zwanej też Wisienką, czego sama zainteresowana
szczerze nie znosi (co jest oczywiście kolejnym świetnym powodem do awantur).
Pracownica banku, prowadząca względnie spokojne i ustatkowane życie (nie
wliczając w to córki, oczywiście). Była żona Kuby Grosika (czy tylko mi kojarzy
się to z Kubą Rozpruwaczem? :o), który pewnego dnia stwierdził, że nie nadaje
się na męża i ojca, napisał list i dyskretnie się zwinął, oskarżając o wszelkie
niepowodzenia Alinę. Nieśmiała marzycielka szukająca sensu swojego życia.
I w końcu Marcelina – dziewica honoris
causa, będąca w „stałym” związku z niejakim Mikołajem Firlejem, zwanym
potocznie i zupełnie nieprzypadkowo Szczurkiem. Firlejek planuje z Marceliną
ślub i gromadkę dzieci. Tak, tylko on planuje. Marcelina nie jest do tego
pomysłu przekonana, ale czego nie robi się dla miłości. W międzyczasie zachodzi
w ciążę, którą z racji wieku przechodzi dość ciężko. Ani trochę nie pomaga jej
fakt, że zamiast skupić się na sobie i dziecku, musi skakać wkoło swojego
partnera. Co oczywiście nie zmienia faktu, że „wszystko robi źle i mogłaby się
bardziej postarać!”. Przecież jej mężczyzna ciężko pracuje i potrzebuje
odpoczynku, a ona całe dnie siedzi na dupie i nic nie robi. Szczurek jest
powszechnie znienawidzony przez wszystkich, którzy mieli wątpliwą przyjemność
go poznać i, jak się pewnie domyślacie, nie dostrzega tego jedynie Marcela.
Przyjaciółki próbują przemówić jej do rozsądku, niestety bezskutecznie. Miarka
przebiera się w momencie, kiedy kobieta, będąc w zaawansowanej ciąży, musi
prowadzić samochód wracając do domu, ponieważ szczurek jest śmiertelnie zmęczony
i musi się zdrzemnąć. Kobieta mdleje i powoduje wypadek, skutkiem czego jest
usunięta śledziona i przedwczesny poród. W międzyczasie wychodzi na jaw, że
Firlejek miał w zanadrzu jeszcze jedną narzeczoną, która również jest w ciąży.
No, tak na wszelki wypadek. Zostawia Marcelinę i ich dziecko z komplikacjami po
przedwczesnym porodzie, a kobieta przeżywa załamanie psychiczne.
Cztery kobiety postanawiają
założyć stowarzyszenie. Nazwa pada na „Klub mało używanych dziewic” z racji wieku, przeżyć i stanu cywilnego.
Stawiają sobie za cel zmianę swojego życia na lepsze, a przy okazji nie tylko swojego.
Każda z nich ma wybrać sobie jedną inicjatywę, w którą w pełni się zaangażuje i
na bieżąco ma zdawać relację z postępów. Agnieszka postanawia pomóc pewnej
piekielnej staruszce, która mieszka w kamienicy obok. Chce z nią nawiązać
kontakt, od czasu do czasu zrobić zakupy czy posprzątać mieszkanie. Michalina chce
zacząć pomagać w hospicjum, w którym pracuje ksiądz Hieronim. Alina podejmuje
wolontariat na dziecięcym oddziale onkologicznym. A Marcelina… Marcelina ma po
prostu doprowadzić do ładu swoje życie.
Czy przyjaciółkom uda się
zrealizować ich ambitne plany? Jak to wpłynie na ich prywatne życie? Jakich wartościowych
ludzi spotkają na swojej drodze i w jaki sposób rozwiną się relacje między nimi?
Czy uda im się, po tylu latach, ułożyć sobie życie u boku jakiegoś mężczyzny? I
wreszcie, czy mimo znacznej różnicy charakterów i poglądów ta przyjaźń zdoła
przetrwać?
Tego i o wiele, wiele więcej
możecie się dowiedzieć, czytając genialną książkę Moniki Szwai, którą gorąco
polecam! Jest ona napisana lekkim i przyjemnym językiem, z dużą dozą znakomitego
humoru i dialogami, które niekiedy kładą nas na łopatki ;) Opowieść ma również
dwie kolejne części, po które na pewno wkrótce sięgnę. Jedyne, co mi nieco
przeszkadzało podczas czytania, to wydanie. To, które wypożyczyłam, jest dość
irytujące, mnóstwo tekstu „naćkane” na każdej stronie, wszystko się zlewa, aż
momentami bolały mnie oczy i musiałam robić sobie przerwy, bo nie mogłam skupić
się na fabule. Także jeśli książka Was zainteresowała, to najlepiej poszukajcie
jej w innym wydaniu, niż to na zdjęciu. Ale to zdecydowanie jedyna wada J
A mnie tytuł właśnie odstrasza :D
OdpowiedzUsuńPo książkę nie sięgnę, ponieważ zwyczajnie nie przepadam za literaturą obyczajową. Mam za dużo zaległości, aby czytać coś, co mnie nieszczególnie interesuje :)
Pozdrawiam, Zaksiążkowana
Oczywiście, każdy czyta to, co lubi :)
Usuń