"Larista" - Melissa Darwood - Wydawnictwo Kobiece



Przyznam Wam się szczerze, że długo czytałam tę książkę. Zaczęłam, nawet mi się spodobała, ale potem pojawiło się kilka takich rzeczy + notoryczny brak czasu, że odłożyłam ją na tydzień lub dwa. Mimo wszystko chciałam poznać dalszy ciąg historii, więc wróciłam do niej kilka dni temu. I jak myślicie, warto było? Zapraszam do recenzji!

"Ludzkość tak wiele osiągnęła, tak wiele wynalazła, a jednak wciąż wokół nas zachodzą zjawiska, których nie rozumiemy, o których istnieniu nawet nie mamy pojęcia."

"Larista" to moje drugie spotkanie z Melissą Darwood. Miałam tę książkę wcześniej na półce, ale w końcu nie przeczytałam jej w starym wydaniu. Wcześniej czytałam "Tryjon", którego pokochałam za oryginalność, świetny pomysł na książkę, przesłanie z niego płynące, no i za klimat. Niewątpliwie autorka jest mistrzynią tworzenia niepowtarzalnego klimatu w książkach. Potem siedzi mi on w głowie przez tydzień i, tak jak teraz, nie mogę się skupić na żadnej innej lekturze ;) Na półce mam jeszcze "Luonto", które po przeczytaniu "Laristy" dosłownie wyciąga po mnie macki i każe się czytać tu i teraz. Kto wie, może go w końcu posłucham :D

"Gdy zazna się już niemal wszystkiego, zdobędzie to, co jest na świecie do zdobycia, zwycięży ciężką pracą, krwią i potem to, o co można było zawalczyć, pragnie się zrzucić maskę, odpocząć, usiąść z kieliszkiem dobrego wina, które kolekcjonowało się przez lata, i poczuć bliskość ukochanej osoby. Tego uczucia nie zapewnią żadne dobra, żadne pieniądze, żadne wspomnienia."



Tak jak już pisałam wcześniej, na początku nie mogłam się wkręcić w "Laristę". Bardzo zaciekawiła mnie historia i pomysł, ale za to męczyły długie opisy, które, jak wtedy myślałam, nie wnosiły nic konstruktywnego do książki i były tam tylko po to, żeby męczyć czytelnika. I jeszcze mega długie rozdziały, a właściwie ich brak. Jednak kiedy wróciłam do książki po przerwie okazało się, że te opisy robią całą robotę - nadają klimat, trochę mroku i tajemniczości, tworzą taką trochę wizję zaświatów - w każdym razie ja je tak odbierałam. Do tego lekko przymglony, chłodny obraz polskiego listopada z mżawką w tle - już mam dreszczyk, a Wy? No to przejdźmy do fabuły.

"Bóg stworzył dziesięć przykazań, żeby ułatwić człowiekowi życie, a nie go gnębić. Cała reszta praw została wykreowana i spisana przez ludzi. Bóg przykazał: "Nie cudzołóż". Nie wspominał nic o współżyciu przed ślubem lub kochaniu się tylko z jedną osobą w życiu. To ludzie dopowiedzieli sobie te prawdy. Nie cudzołóż, czyli nie zdradzaj swojej żony, partnerki, swojego męża, przyjaciela, człowieka, z którym jesteś. Nie krzywdź go, sypiając z innym."

Larysa jest zwykłą nastolatką, przynajmniej z pozoru. Chodzi do liceum, planuje maturę, nie wie z kim iść na bal studniówkowy, odpędza się od kolegi, który sobie ubzdurał, że się w niej zakochał i po raz setny próbuje się z nią umówić. Ma najlepszą przyjaciółkę - Zuzę, z którą spędza każdą wolną chwilę. W międzyczasie czyta, pisze i maluje. No i marzy o wielkiej miłości. Ot, zwykłe życie nastolatki, prawda? No właśnie nie do końca. 

"Czasem nie trzeba słów, by znaleźć ukojenie w ramionach drogiej ci osoby."

Wszystko zmienia się w dniu, kiedy Larysa ratuje życie swojej sąsiadce. Przy jej bezwładnym ciele widzi młodego mężczyznę, właściwie chłopaka niewiele starszego od niej, który nie tylko nie reaguje na cierpienie kobiety, ale wręcz stoi i się na nią gapi. Wygląda to co najmniej podejrzanie i dziewczyna nie wie, co ma o tej sytuacji myśleć. Tym bardziej, że poprzedniej nocy ów młodzieniec był elementem jej snu, w którym była na... swoim własnym pogrzebie. Po pamiętnym dniu wokół Larysy zaczyna się robić dziwnie i mrocznie. Coraz mocniej zaczyna się nią interesować podejrzany typ ze sklepu cuchnący siarkowodorem i próbujący mącić jej w głowie. Do tego ginie pies chorej sąsiadki. A jakby tego było mało... Nagle okazuje się, że Larysa nie miała prawa widzieć tamtego chłopaka przy umierającej sąsiadce. Żaden śmiertelnik nie miał prawa...

"Zostałem sam na środku gabinetu. Spojrzałem na regały z książkami. Mogłem z nich wyczytać setki historii, a dzięki nim przeżyć dziesiątki żyć. Przeniosłem wzrok na biurko, na którym stał komputer. Otwierał przede mną cały świat. Dawał mi możliwość poznania tysięcy ludzi. Tylko że ja nie miałem ochoty na cudze historie, nie chciałem poznawać świata ani nowych ludzi. (...) Zaznałem wszystkiego, czego człowiek może doznać - narodzin, śmierci, radości, smutku, dostatku, ubóstwa, nadziei i rozczarowania, ulgi i cierpienia. Jedyne, czego mi brakowało, to Laristy."



Gabriel - ów typ opierający się o auto i gapiący na konającą sąsiadkę Larysy. Jak się okazuje, ma na tym świecie do wykonania pewną bardzo ważną misję i jego zachowanie było w pełni uzasadnione. Jaką misję - tego Wam nie zdradzę, dowiecie się z powieści ;) Nie wierzy własnym oczom, kiedy okazuje się, że ta zwykła, niepozorna dziewczyna może go zobaczyć. W pierwszej chwili myśli, że to jego naturalny wróg, dlatego jest chamski i opryskliwy. Jak ogromne jest jego zdziwienie, kiedy okazuje się, że to jednak zwykła śmiertelniczka, która, jak się wkrótce okaże, wcale nie jest taka zwykła i przewróci jego życie do góry nogami...

"Przyparł mnie do ściany. Poczułam na plecach zimny mur. Ręce Gabriela wsparły się przy mojej twarzy, a rozszerzone źrenice zajrzały mi głęboko w oczy. Czułam, ze mnie pragnie, a ja pragnę jego. Po raz pierwszy w życiu tak mocno pożądałam mężczyzny. Całowaliśmy się tak, że brakowało mi tchu. Wsunęłam palce w jego włosy, a on zanurzył dłoń w moich. Byliśmy jak dwa ogniwa złączone cudowną nicią. Nic nie mogło nas powstrzymać. Nic i nikt. A jednak..."

To mniej więcej tyle z treści, ile chciałam Wam przytoczyć, żeby za wiele nie zdradzić. A co do podsumowania - kiedy wróciłam do książki po przerwie, czytało mi się ją już znacznie lepiej. Ba, nieporównywalnie lepiej! I to do tego stopnia, że jak przysiadłam do niej w weekend, to od razu skończyłam, czytając z doskoku w każdej wolnej chwili, tak mnie porwały perypetie Larysy i Gabriela... Zarówno długie opisy, jak i długie rozdziały okazały się być całkowicie na miejscu, zrobiły co swoje i nadały książce świetny, jedyny w swoim rodzaju klimat, o czym pisałam wcześniej. Mamy późną jesień, deszcz, zimno, tajemnicze zjawiska, leśne okolice... i gościa, który nie jest do końca człowiekiem, do tego ma tajemnicę za tajemnicą. A w pakiecie dziewczyna, która powinna być roztrzepaną nastolatką, a jest niezwykle wrażliwą, dojrzałą istotą i która "widzi więcej" - zarówno w przenośni, jak i dosłownie. Mamy elementy fantastyczne, romansowe, młodzieżowe, obyczajowe, a w to wszystko wplecione niezwykle głębokie przemyślenia, w czym Melissa Darwood jest mistrzynią. Czego chcieć więcej? Oczywiście drugiego tomu! Czekam z niecierpliwością na jesień :)

"Brać życie takim, jakie jest (...). Budzić się co rano i chodzić spać wieczorem. Cieszyć się, gdy jest dobrze i płakać, gdy jest źle. Marzyć. Rozmyślać. Kochać. Po prostu żyć i akceptować to, co przynosi każdy dzień. Bo nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko ma swój porządek i czas."

Za egzemplarz do recenzji i możliwość przeżycia tej fantastycznej przygody dziękuję serdecznie autorce oraz Wydawnictwu Kobiecemu! <3



"Dziś wiem, że w tych najtrudniejszych momentach życia, gdy nie starcza już sił do walki, trzeba po prostu przeczekać. Zacisnąć zęby i wypatrywać z nadzieją lepszych dni. A los... kiedyś musi się odmienić. I tak się dzieje. Bóg w końcu daje wskazówkę. Jedną, drugą, trzecią, by pokazać nam, że wszystko, czego doświadczamy, posiada głębszy sens, że nic nie dzieje się bez przyczyny."

Komentarze

Popularne posty