„Garść pierników, szczypta miłości” – Natalia Sońska – Wydawnictwo Czwarta Strona




Uwielbiam powieści związane ze świętami. Uwielbiam się w nie zagłębiać, delektować się nimi, odczuwać wraz z bohaterami tę jedyną w swoim rodzaju magię świąt. I to nie tylko w grudniu – nawet w innych porach roku lubię czasami rozłożyć się wieczorem w łóżku z ciepłą herbatą i przenieść się do mroźnych zakątków świata. Właśnie dlatego sięgnęłam po „Garść pierników, szczyptę miłości” dopiero teraz. Wcześniej miałam już lekki przesyt zimy, a teraz nadarzyła się idealna okazja do wspominek. Czy było warto?


Hania to kobieta blisko trzydziestoletnia, niespełniona dziennikarka z wielkimi ambicjami, jednak nierobiąca nic, aby je zrealizować. Albo chociaż ruszyć z miejsca. W opisie książki czytamy, że jest to „nowoczesna kobieta, która poświęca wszystko budowaniu kariery”. No niestety w książce nie jest to pokazane w żaden sposób. Hanna spędza całe dnie na poprawianiu błędach w artykułach i wywiadach swoich kolegów z redakcji, zostaje po godzinach, a później w domu robi to samo, mimo że od wielu lat jej kariera w tym konkretnym piśmie nie ruszyła z miejsca ani o krok. Dzieje się tak dlatego, że mąż przełożonej to jej były kochanek. Bohaterka ma świadomość, że w swojej firmie nie ma żadnych szans na rozwój, ponieważ szefowa jej nie cierpi, ale nie chce się przenieść nigdzie indziej, bo tam będą jej kazali robić to samo, co robi tu. Moim zdaniem nie jest więc w żadnym calu kobietą skupiającą się na swojej karierze. Na pracy owszem – ale całkowicie syzyfowej.

Wraz z czytaniem kolejnych rozdziałów, moim oczom ukazywał się obraz kobiety zagubionej w życiu, nie potrafiącej podejmować racjonalnych decyzji, skupiającej się wyłącznie na krzywdach, które jej się dzieją, ale na tyle słabej i leniwej, że nie chciało jej się nic z nimi zrobić. Hanna jest kobietą, która poniosła porażkę w każdej możliwej dziedzinie życia. Po studiach zaczęła pracować w piśmie modowym na najniższym możliwym stanowisku, na którym tkwi do tej pory i zamiast coś z tym zrobić, skoro marzy jej się wielka kariera, biernie czeka na cud i narzeka na cały świat. Życie prywatne przedstawia się jeszcze gorzej. Trzy lata wstecz Hanka była w luźnym związku z Markiem – obecnie jej przełożonym. Nie chciała wiązać się z nim na stałe, więc byli tylko „znajomymi od seksu”. Ich związek trwał na tyle długo, że Marek w końcu wolał ożenić się ze wspólniczką – największą zołzą, jaką świat widział. Wtedy oczywiście Hanka popadła w wielką rozpacz, no bo jak on mógł zrobić jej coś takiego?! Później każde z nich było bardzo nieszczęśliwe, ale takie bywa życie.

W momencie, w którym poznajemy Hankę, w celu oderwania się od codziennej rutyny, postanawia ona zamienić się ze swoją przyjaciółką, a jednocześnie współpracownicą, artykułami, które mają przygotować do najnowszego numeru pisma. W ten sposób kobieta zaczyna pisać artykuł o modzie świątecznej, spotyka się z wieloma osobami w celu przeprowadzenia wywiadów i zdobycia materiałów. Tak poznaje m.in. fotografa Daniela i biznesmena Wiktora. Zaczyna spotykać z nimi równocześnie, przy czym tego drugiego podobno zdrowo nie cierpi. Przedstawiana jako pewna siebie i wiedząca, czego chce, kobieta (która w międzyczasie nie potrafi się odezwać, kiedy potrzeba i wywalczyć tego, co swoje), przy Wiktorze zachowuje się jak nastolatka – jąka, rumieni, te sprawy. Dlatego go nie znosi. Ni stąd, ni zowąd zmienia zdanie i nagle się w nim zakochuje. Późniejsze perypetie możecie dopowiedzieć sobie sami – będą typowe. Z wypadkiem i amnezją w finale.

Prawdopodobnie nie zachęciłam Was ani trochę do przeczytania tej książki. Przykro mi – nie potrafię zachęcić do czegoś, co mi się kompletnie nie podobało. A zwłaszcza kiedy ta niechęć jest w pełni uzasadniona. Miałam do tej książki dwa podejścia, myślałam, że za pierwszym razem zaczęłam ją czytać w złym momencie i dlatego nie mogłam przebrnąć powyżej 50 strony. Niestety – to nie była wina złego momentu. Książka jest napisana koszmarnie, choćby z samej strony technicznej, bo moja opinia o fabule jest subiektywna. Ale ilość błędów, zarówno stylistycznych, interpunkcyjnych, składniowych, czy też powtórzeń, literówek, niespójności etc etc jest po prostu OGROMNA. Nie mam pojęcia, jak coś takiego mogło zostać dopuszczone do druku. Natomiast jeśli chodzi o fabułę – co kto lubi. Ja czasami lubię przeczytać coś lekkiego i odmóżdżającego, ale bez przesady. Ta książka była tak odmóżdżająca, że aż bolało. Jeśli lubicie czytać o bohaterach, których autor przedstawia jako takich i takich, a później nie ma to żadnego odniesienia w książce, to zachęcam. Dorzucę do tego jeszcze zakochiwanie się z dnia na dzień w osobie, której się wcześniej nie znosiło i zaręczanie się z nią po trzech tygodniach, oklepany wątek amnezji powypadkowej, po której pamięta się swojego byłego chłopaka, a obecny to wróg, a także czytanie o kolejnych porażkach zawodowych osoby, która nic z nimi nie robi.


Przykro mi, ale ja nie polecam. Właściwie to nie jest mi przykro. Szkoda mi tylko czasu zmarnowanego na tę książkę, bo tyle świetnej literatury czeka w mojej biblioteczce. Nie poczułam ani pomarańczy, ani goździków, co miało się zdarzyć, jak zapewniała autorka.

Komentarze

  1. To pierwsza naegatywna opinia o tej książce, jaką słyszę! Koniecznie musze ją przeczytać i wyrobić sobie zdanie 😉

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty